Carl Honoré w Buenos Aires: „Telefon komórkowy jest bronią masowego rażenia przeciwko powolności”.

Carl Honoré , autor bestsellera „Pochwała powolności” (RBA, pierwotnie opublikowanego w 2004 roku) i wielu innych książek, przerwał swoje życie w Kanadzie i odwiedził Buenos Aires, przygotowując się do wygłoszenia wykładu w Chile. W sali firmy Riverside, przy alei Córdoba w Buenos Aires, z rykiem autobusów linii 132 i 140 w tle, pisarz wita Clarína .

W godzinnej rozmowie rozmawia o polityce, roli państwa w promowaniu spokojniejszego życia, zakłóceniach i niepokoju powodowanych przez telefony komórkowe i media społecznościowe, sztucznej inteligencji oraz o tym, jak próbuje wdrażać zasady „ruchu slow” w swoim życiu. Ujawnia również, co najtrudniej mu wdrożyć w życie.
– Wielokrotnie odwiedzał Pan Buenos Aires, mieszkał tam i pracował jako dziennikarz. Jak ocenia Pan to teraz w porównaniu z latami 90.? Czy sytuacja nabrała tempa?
– Jak u wszystkich, to przyspieszyło. Dziś w Buenos Aires, jak w każdym mieście na świecie, ludzie chodzą z bronią masowego rażenia w kieszeniach: telefonem komórkowym. To tektoniczna zmiana, widoczna zarówno tutaj, jak i za granicą. Ale z drugiej strony, inne powolne rytuały są zachowane, takie jak grill czy mate. Grill to hołd dla powolności par excellence. Jeśli się go spieszysz, źle się kończy. A mate to chwila osobistej refleksji lub pogawędki z przyjaciółmi. To mistrzowski akt powolności. Albo zatrzymanie się na kawę, to się często widuje. To drobne chwile powolności, które wciąż istnieją i które uodporniają nas na wirusa pośpiechu. Bo z drugiej strony jest dużo szaleństwa i dużo złego powolności, bo czasami biurokracja lub ruch uliczny zajmują czas. Inną rzeczą, która tu istnieje, są rozmowy, konwersacje; to mnie przyciągnęło w latach 90. Kilka dni temu byłem na kolacji biznesowej w Buenos Aires; Zaczynaliśmy o ósmej, a kończyliśmy o pierwszej. To nie do pomyślenia w Londynie. Te rytuały to ogromna zaleta dla Argentyńczyków.

– W swoich pierwszych książkach prezentował Pan pozytywne nastawienie do technologii cyfrowych, ale w ostatnich wypowiedziach zdaje się Pan dystansować od tego stanowiska…
– Tak, mam bardziej krytyczny pogląd. Z jednej strony technologia jest źle pomyślana; jest zaprojektowana, by się sprzedawać. Stoją za tym firmy, które chcą generować zyski i wykorzystują naszą najbardziej ludzką część, by ją spieniężyć. Sztuczna inteligencja może być magicznym narzędziem w pozytywnym sensie, ale widzę mroczne przykłady, jak pozbawia nas człowieczeństwa. Widzimy tu i w Londynie, że wielu analityków twierdzi, że pacjenci korzystają z ChatGPT, aby rozwiązać swoje problemy. Są też ludzie szukający za jego pośrednictwem wirtualnych przyjaciół lub kochanków. Poprzednie technologie nie izolowały nas tak bardzo. Media społecznościowe, które początkowo nas łączyły, teraz potęgują lęk, kulturę wydajności i powierzchowność. Nie jestem luddystą; mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć zmianę, ale nie jestem do końca przekonany, że to nastąpi. Myślę, że wkraczamy w fazę, w której musimy zmierzyć się z najważniejszymi pytaniami: kim jesteśmy? Jaka jest rola ludzkości? W tak rozproszonym społeczeństwie nie mamy przestrzeni ani cierpliwości, by stawić czoła tym pytaniom. Ale musimy się z nimi zmierzyć, aby nie tylko zrozumieć, ale także pokierować sztuczną inteligencję w dobrym kierunku. Idziemy po omacku.
– Obietnice propagatorów wielu technologii opierały się na przekonaniu, że zaoszczędzą nam one czas, abyśmy mogli robić inne, przyjemniejsze rzeczy. Jednak obecne badania pokazują, że pomimo hipertechnologizacji codziennego życia, zdecydowana większość populacji czuje, że nie jest w stanie przetrwać dnia. Co o tym sądzisz?
– To wielki paradoks ludzkości od czasów sprzed pojawienia się sztucznej inteligencji. Pojawia się urządzenie, które zwiększa produktywność i generuje więcej czasu. Zawsze mamy wybór: albo poświęcimy ten czas na wypoczynek, albo na konsumpcję. Jak dotąd wybieraliśmy to drugie. Są jednak pewne niuanse. W Europie, w krajach nordyckich, ludzie pracują mniej godzin. Ale generalnie wybieramy to drugie.
– Zauważa Pan, że „dziennikarstwo potęguje niecierpliwość”. Czy zauważa Pan, że ten trend dziennikarski zyskuje na popularności?
– Tak, bardzo. Zauważyłem to już 20 lat temu, kiedy odszedłem z dziennikarstwa. Wcześniej dostawało się temat, wychodziło z biura i miało się cały dzień lub dwa, ale teraz zastąpiliśmy jakość ilością. To mnie bardzo smuci, bo dla mnie dziennikarstwo jest jednym z filarów demokratycznego społeczeństwa.
– Podkreśla ryzyko związane z polityką krótkoterminową, napędzaną chęcią szybkiego osiągnięcia rezultatów, w zgodzie z wyborami. Jak możemy połączyć inne rodzaje polityki długoterminowej z faktem, że wybory zazwyczaj odbywają się co dwa lata?
Ze wszystkich obszarów, w których „powolny ruch” może się rozwijać, polityka jest moim zdaniem najbardziej skomplikowana. Aby złagodzić krótkoterminową kulturę polityków i wyborców, najważniejsza jest pamięć. Polityk robi coś teraz, a konsekwencje pojawiają się za rok, dwa, trzy lata. Dziennikarstwo nie śledzi tego działania, aby powiązać je z tym, co dzieje się dzisiaj. Nie wiem, czy chodzi o media prywatne, czy publiczne, ale można by stworzyć rodzaj archiwum, aby stworzyć kulturę pamięci, aby móc później wystawić rachunek. Powiedz: „Zrobiliście to pięć lat temu, a widzimy taki rezultat”. Istnieją przykłady w dziennikarstwie, takie jak Tortoise Media, inspirowane monitoringiem wiadomości. Inne media natomiast zajmują się danym tematem przez kilka dni, a potem nigdy do niego nie wracają.
– Pomysł stworzenia dużego archiwum może napotkać na trudność, ponieważ obecnie znaczna część informacji jest dostępna wyłącznie w formie cyfrowej i nie wiadomo, kto przechowuje te notatki ani czy będą one dostępne w najbliższej przyszłości, a co dopiero w perspektywie średnioterminowej…
– To kolejna rozmowa, którą trzeba przeprowadzić. Oczywiście, wraz z przejściem na archiwizację cyfrową, nie wiadomo, co jest tracone, a ludzie mogą również uzyskać dostęp do informacji i nimi manipulować. Nie mam na to odpowiedzi. To obszerny temat, ale ta dyskusja się nie toczy. To ciekawe pytanie.
– W niektórych kręgach naciska się na coraz krótsze klasy na wszystkich poziomach edukacji. Co Pan o tym sądzi?
– Mówienie, że skoro dzieci mają mniej czasu na skupienie niż kiedyś, powinniśmy im dawać krótsze lekcje, to samospełniająca się przepowiednia. Skoro prowadzimy pięciominutowe lekcje, dlaczego nie mielibyśmy potem prowadzić czterominutowych? I trzyminutowych? Musimy oprzeć się pokusie, by skrócić lekcje.
– Jaką rolę, Twoim zdaniem, powinno odgrywać państwo w promowaniu „powolnej polityki”?
– Nie możemy pozostawić wymiaru „powolności” wyłącznie jednostkom. Państwo musi zapewnić obywatelom godne życie, zdrowie psychiczne i fizyczne, czyste środowisko, godną pracę i rozsądne zasoby. A wszystko to idzie w parze z powolnością. Podstawowym obowiązkiem polityków jest stworzenie takiego społeczeństwa. Na przykład w Europie wiele stanów uchwala przepisy ograniczające firmom kontaktowanie się z pracownikami poza normalnymi godzinami pracy. To kwintesencja „powolności”. Na przykład w Londynie ograniczenie prędkości zostało obniżone do 20 mil na godzinę we wszystkich dzielnicach. To ogromna zmiana; jest znacznie mniej wypadków i mniej zanieczyszczeń.
– Co robisz w życiu codziennym, aby kierować się kryteriami „powolności”?
– Mam „powolne” podejście. Zawsze mam wyłączone powiadomienia w telefonie. Kiedy zostawiasz je otwarte, pozwalasz innym dostosować się do swojego harmonogramu. Oczywiście, jeśli są pilne sprawy, nie możesz ich załatwić, ale pierwszym krokiem jest wyłączenie powiadomień. W przeciwnym razie to toksyczne bombardowanie, które sprawia, że jesteś senny, nieszczęśliwy i tak dalej. Badania wykazały, że gdy dwie osoby rozmawiają w realnym świecie, jeśli telefon jest widoczny, nawet jeśli nie dzwoni, prowadzą bardziej powierzchowną rozmowę.
– A jakich „powolnych” maksym nie potrafisz zastosować w życiu codziennym?
– Najtrudniej jest mi za kierownicą. Na drodze kusi mnie, żeby jechać szybko; widzisz, że inni cię wyprzedzają, widzisz przestrzeń… to egzystencjalna walka (śmiech). Dostałem mandat za przekroczenie prędkości przed filmem „Pochwała powolności” i do miesiąca temu nie dostałem kolejnego. Dostałem jeden za zmianę biegów w Londynie… Nie jestem idealny.

- Urodził się w 1967 roku w Szkocji, jest dziennikarzem posiadającym obywatelstwo kanadyjskie.
- Po ukończeniu studiów z historii i filologii włoskiej na Uniwersytecie Edynburskim, pracowała z dziećmi ulicy w Brazylii, co zainspirowało ją do podjęcia kariery dziennikarskiej.
- Jest rzecznikiem ruchu Slow, który proponuje spowolnienie tempa życia.
- Jest autorem książek takich jak Under Pressure, Slowness as a Method i In Praise of Slowness.
Pochwała powolności , autor: Carl Honoré (RBA).
Clarin